Koniec z ligą, nie z Tytanem

2018-02-16 08:00:00(ost. akt: 2018-02-20 12:17:41)
Piłkarska klasa B będzie znacznie uboższa bez Tytana Łankiejmy

Piłkarska klasa B będzie znacznie uboższa bez Tytana Łankiejmy

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

— Musieliśmy wreszcie przyznać się sami przed sobą do gorzkiej prawdy: nie ma sensu trwonić pieniędzy — przekonuje Mariusz Kragiel. Z prezesem Tytana Łankiejmy rozmawiamy o kulisach (nie)spodziewanego wycofaniu klubu z rozgrywek ligowych.
— Od dawna jest pan związany z Tytanem?
— Klub powstał w 2004. Jeśli dobrze pamiętam, jako zawodnik występowałem w nim już w 2006 roku, później równolegle jako działacz, trener i ostatecznie prezes.

— Kawał czasu. Tak po ludzku: nie szkoda opuszczenia ligi?
— Oczywiście, że szkoda. Zwłaszcza pracy, która została włożona. Pewnych rzeczy jednak człowiek nie jest w stanie przeskoczyć. To była trudna decyzja.

— W tabeli daleko wam był do lidera, ale miejsce nie było tragiczne. Skąd więc ten "drastyczny" krok?
— W żadnej mierze nie chodzi oczywiście o naszą formę na boisku. Ta nie była zła, zwłaszcza jak na warunki i problemy, z którymi borykała się stale drużyna. Bo nie oszukujmy się: od wielu lat mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której w Tytanie po prostu nie było osób do grania.

— Pełna ławka rezerwowych to rzadki widok w b-klasie. Wasi ligowi rywale też mają te problemy, ale nie wycofują się z ligi.
— Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Tyle, że u nas było nieco gorzej, bo choć jesienią zazwyczaj dawaliśmy radę z zebraniem wyjściowej jedenastki, to z Łankiejm w naszych szeregach regularnie grały może ledwie 2-3 osoby. Prawda jest taka, że stale organizowaliśmy wzmocnienia wydzwaniając po całym powiecie, łącznie z Kętrzynem, a czasem nawet jeszcze dalej. Konieczność stałych dojazdów nie była dla zawodników komfortowa, często coś "wypadało", więc mieliśmy do czynienia z nieprzyjemną, stałą rotacją. Ktoś odchodził, trzeba było szybko kombinować kogoś na zastępstwo... W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że bardziej koncentruję się nie na tym "jak" drużyna zagra, a na tym "czy" uda się dopiąć skład. Dla trenera to paskudna sytuacja.

— Wiem, że Łankiejmy to nie metropolia, ale i tak trudno mi uwierzyć, że nie udało się zorganizować "kilku chłopaków".
— Niestety. Łankiejmy to mała wioska, a z roku na rok młodzieży jedynie ubywa. Praktycznie została ledwie garstka z tych, którzy mogliby wyjść na boisko. I trudno się dziwić, bo wyjechali za chlebem, wielu aż za granicę. Warto jednak wspomnieć, że nie tylko Tytan ma z tym kłopot. Brak chętnych do gry to problem ogólnopolski. Nie szukając jednak daleko, w ostatnich latach na wycofanie się z rozgrywek zdecydowały się i kluby z naszej okolicy, jak np. Łabędnik, Garbno czy Srokowo. Miejscowości często znacznie większe niż Łankiejmy. Patrząc w ten sposób i tak wytrwaliśmy długo.

— Nieoficjalnie słyszy się o jakichś "napięciach", które jakiś czas temu pojawiły się w klubie. Nie są one przyczyną braku składu, a ostatecznie wycofania z ligi?
— Nie, to była zdecydowanie marginalna, nic nieznacząca w tej kwestii sytuacja. Nic, czym warto byłoby sobie zawracać głowę. Po prostu: jeśli ktoś chce pomagać klubowi, to bardzo proszę. Oby tylko - przy okazji tej pomocy - nie przeszkadzał i nie paraliżował pracy reszcie, a tak się niestety zdarzyło. Oczywiście wiem, że pojawiały się wtedy jakieś "negatywne głosy". Od zawsze jednak wychodzę z założenia, że - jeśli ktoś opowiada jakieś bzdury za plecami - to świadczy to tylko i wyłącznie o danej osobie. I ja prywatnie, i my jako zarząd, jesteśmy odporni na takie sprawy.

— Najczęściej kluby padają przez brak kasy. Jak Tytan stał od tej strony?
— Odkąd pamiętam gmina wspierała nas naprawdę solidnie. Nie mieliśmy powodów do narzekań. Koszty gry w lidze i tak jednak mocno dawały nam się we znaki. Opłacanie sędziego, dojazdy, wiele innych rzeczy, z których przeciętny kibic nawet nie zdaje sobie sprawy... Już od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym ile dobrego moglibyśmy zdziałać na miejscu, gdyby tylko te środki zacząć wydawać w inny sposób. Te myśli potęgował w dodatku fakt, że znaczna część pracy spadła na moje barki. Byłem prawie od wszystkiego, czasem wręcz kosztem spraw rodzinnych.

— Rozumiem, że z tą decyzją nosiliście się już od dłuższego czasu?
— Tak. Już jakoś od 2-3 lat zastanawialiśmy się z zarządem nad sensownością kontynuowania gry w lidze. Gdy złożyłem rezygnację z funkcji trenera, a na następcę nie znalazł się inny chętny... Nie było wyjścia. Musieliśmy wreszcie przyznać się sami przed sobą do gorzkiej prawdy: nie ma sensu trwonić pieniędzy. Sport miał nam nieść radość, nie można nic robić na siłę.

— Przedyskutowaliście sprawę z zawodnikami?
— Oczywiście. Wiadomo, że to ambitni ludzie i nie chcieli rezygnować z ligi. Większość jednak zdawała sobie sprawę z sytuacji, w jakiej jest klub. Zwłaszcza ci, którzy byli z nim na dobre i na złe. Ci, na których zawsze mogłem liczyć.

— Wiem jednak, że Tytan nie zamierza odejść w zapomnienie.
— Dokładnie. Stowarzyszenie działa w dalszym ciągu i będzie działać. Powiem więcej: nasze prace nabierają tempa. Już wcześniej organizowaliśmy wiele ciekawych przedsięwzięć w okolicy, jak np. półkolonie. Nie zamierzamy przestać działać. Mając więcej środków i czasu, będziemy realizowali kolejne programy, adresowane m.in. do kobiet czy dzieci. Dosłownie kilka dni temu podpisaliśmy z władzami gminy Korsze umowy na realizację dwóch kolejnych zadań. Pomysłów jest mnóstwo. Chcemy też zrealizować np. "Gminny Mundial" w Łankiejmach, jeszcze przed mistrzostwami świata w piłce nożnej.

— Czyli środki, zamiast m.in. na dojazdy i wyposażenie zawodników z zewnątrz, będą teraz zostawały w Łankiejmach?
— Taki jest nasz cel, by korzystali głównie ludzie z gminy Korsze. Już w tamtym roku ruszyliśmy z pracami, by pozyskać środki na "nowe" cele m.in. z Ministerstwa Sportu. W efekcie mamy więcej sprzętu treningowego dla najmłodszych, jak np. mniejsze bramki. I to nie koniec, bo już składamy kolejne projekty.

— Co by musiało się stać, by Tytan znów pojawił się w lidze?
— Na pewno musiałaby zebrać się solidna grupa osób, które naprawdę chciałyby dalej grać. Siedzę juz od tylu lat w piłce, widziałem wielokrotnie, jak - wydawałoby się - mocna ekipa deklaruje chęć gry i systematycznej walki o punkty. Mijały jednak 2-3 mecze i się wykruszali, pozostawiając nas z całą "papierologią", z którą trzeba było się w wówczas bawić.

— B-klasa będzie wydawała się znacznie uboższa bez Tytana...
— Nie wykluczam, że tam wrócimy. Powiem więcej: to dość prawd
opodobne. Tylko wszystko po kolei. Musimy najpierw zbudować solidny fundament. Wziąć się mocno za szkolenie młodych. Mając swoich wychowanków będziemy mogli spokojnie myśleć o tym, by w dobrym stylu wrócić do ligowej gry.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij.




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5